Marzanna Bogumiła Kielar

1963- , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Fragua un hueco para anidar
en el nudo de la noche
-la memoria de alas oscuras­­­­-

de Lobos (2023)

Fotograma de Exile (2016) de Rithy Panh

***

Wykuwa dziuplę lęgową
w pniu nocy —
pamięć, ciemnoskrzydła

z tomiku Wilki (2023)

Marzanna Bogumiła Kielar

1963- , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Correspondencias

La bóveda del habla no se ha hundido, aunque se ha formado un pozo hondo
y llega hasta las arenas de la noche.
Hablo contigo, aunque no estás aquí.
Hablo desde un sin-principio, como siempre, y la luz vespertina
se extingue en la negra profundidad del cielo y montones de cúmulos
se transforman en nubes de lluvia.
Las nubes llevan la rosa de los vientos en el pelo.
No han de aferrarse a nada, como tú tampoco has de ya.
Su muerte es igual de vasta.
Llega como la lluvia, las cose a las colinas, al sueño
del lago. Persiste como un lirio salvaje en la orilla,
enteramente presente.
En el jardín oscurecido, casi ciego, sobre las copas de los árboles
los murciélagos están a la caza.
Me respondes con la voz de un pájaro nocturno, de madrugada,
en un nido vacío de niebla

Fotos propias, jardín japonés en Wrocław (Breslavia)

połączenia

Nie zapadł się strop mowy, choć powstała głęboka studnia
i sięga do piachów nocy.
Rozmawiam z tobą, mimo że ciebie nie ma.
Mówię od bez-początku, jak zawsze, a wieczorne światło
gaśnie w głębi granatowego nieba i kłęby cumulusów
przemieniają się w chmury deszczowe.
Chmury mają różę wiatrów we włosach.
Nie muszą się niczego trzymać, tak jak ty już nie musisz.
Ich śmierć jest równie rozległa.
Przychodzi jako deszcz, zszywa je ze wzgórzami, ze snem
stawu. Trwa jak dziki irys na brzegu,
na wskroś obecny.
W pociemniałym, niemal ślepym ogrodzie nietoperze polują
ponad koronami drzew.
Odpowiadasz mi głosem nocnego ptaka, nad ranem,
w pustym gnieździe z mgły

z tomiku Nawigacje

Marzanna Bogumiła Kielar

1963- , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Las palabras del poema serán como el agua
que se condensa en nubes, cae como lluvia, como nieve,
sube como rocío.
Llegará entonces a las aguas subterráneas que alimentan el árbol de la sangre.
Se irá esparciendo sobre las hojas del aliso gris y le ayudará a persistir.
Basta con que las palabras del poema sean como el agua reflejando en sí misma todo lo que existe.
Todo lo que se marcha para despertarse
dentro de algo más vasto.
La niebla entonces no será demasiado densa,
será posible divisar el contorno de otra tierra. El fondo del cielo será profundo y puro,
sin escollos ni bajíos, llevará hasta la orilla.
Que un leve oleaje golpee a los poemas,
las luces y las sombras jueguen en el fondo y nuestros cuerpos hechos de sol,
naden en la bahía, bajo el fino escamaje de los destellos.
Finalmente, las aguas recogidas en ríos regresarán de nuevo a los mares
de los que salimos.
Un día se evaporaron de ellos. Dejaron sal.  

Fotos propias, río Vísula y albufera de Przysiek

***

Słowa wiersza będą jak woda,
co zagęszcza się w chmury, opada jako deszcz, jako śnieg,
podnosi się jako rosa.
Wtedy dotrze do wód gruntowych, zasilających drzewo krwi.
Będzie rozpryskiwać się na liściach szarej olchy, pomoże jej trwać.
Wystarczy, że słowa wiersza będą jak woda odbijająca w sobie wszystko, co jest.
Wszystko, co odchodzi, ażeby się przebudzić
w czymś większym.
Wtedy mgła nie będzie zbyt gęsta,
pozwoli uchwycić zarysy innego lądu. Dno nieba będzie czyste, głębokie,
bez raf i płycizn, poprowadzi pod brzeg.
Niech będzie przy wierszach trochę przyboju,
gra światła i cienia na dnie, nasze ciała zrobione ze słońca,
kiedy pływamy w zatoce, pod drobną łuską lśnień.
W końcu wody zebrane w rzeki wrócą z powrotem do mórz,
z których wyszliśmy.
Kiedyś z nich wyparowały, pozostawiając sól

z tomiku Nawigacje

Marzanna Bogumiła Kielar

1963- , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Cuando ya el torrente de cascotes y lodo que se desliza por la ladera
haya desgarrado el manto aluvial -la vida- y nos mezcle con el barro
y las piedras,

te reconoceré por la raíz, por la diminuta roya en el limbo de la hoja pinada.
Te reconoceré por la semilla y las trazas de hoja,
por la escama que protege la yema hibernando:

y te besaré
con labios de tierra

Fotografías impresas sobre las hojas por Hiro Chiba

***

Gdy już sunący zboczem gruzowo-błotny strumień
rozerwie tę aluwialną pokrywę, życie, i wymiesza nas z gliną
i kamieniami,

poznam cię po korzeniu, po drobnej rdzy na blaszce pierzastego liścia.
Poznam cię po nasieniu i liściowych bliznach,
po ochronnej łusce na zimującym pąku –

będę całować cię
wargami z ziemi

Marzanna Bogumiła Kielar

1963- , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Antes del anochecer

El día se quita el cuerpo primero.
Las alas de mariposa de la realidad, la huella de la picadura.
Abandona sus sombras, ciudades-bloques erráticos-. El día se quita

los ojos en los que aún giran las cornejas sobre la pendiente de una colina arada,
y el lago es como un altar de sacrificios, de sangre cansada. Se quita los labios
y la lengua, caligrafía de la duración- palabras como unas orugas negras y amarillas

sobre un capullo vivo-. Las palabras reforzando la tierra con sus raíces,
blanquecinas por culpa de los huesos.
Aún por la orilla de su propia existencia camina

como si fuera la orilla del mar- como si fuera ya un sueño que se resuelve
lúcidamente. Siega a la hélice del viento que recorre
los arrabales oscurecidos. Atento, cada vez con más presencia,

a pesar de sangrar con el lóbulo oeste del cielo,
deja atrás las nubes agarrándose a las briznas de mimbre
reflejadas en el agua. A pesar de privarse del calor de los seres y la ligereza del junco

al que doblarán luego las tormentas de invierno. Corta el flujo de las horas
antes de caer en la grieta del sueño y se lleva un banco de imágenes.
El día escuchó a Plotino quien a la pregunta “¿cómo conocer a Dios?”

contestó: “¡renuncia, prívate de todo!”
Entonces la oscuridad se vuelve espesa.
Y progresa- .

Fotas propias: Povedilla y Perelló

Przed nocą

Dzień najpierw odejmuje sobie ciało.
Motyle skrzydła jawy, ślad po ukąszeniu.
Porzuca własne cienie, miasta – narzutowe głazy. Dzień odejmuje sobie

oczy, w których kołują wrony nad stokiem zaoranego wzgórza,
a jezioro jest jak ofiarny ołtarz, ociężały, we krwi. Odejmuje wargi
i język, kaligrafię trwania — słowa jak czarnożółte gąsienice

na żywym oprzędzie. Słowa umacniające korzeniami ziemię,
pobielałe od kości.
Jeszcze brzegiem własnego istnienia idzie

jak brzegiem morza – jakby już był ułudą, przytomnie
rozwiązującą siebie. Kosi śmigło wiatru przelatującego
przez zmierzchające przedmieścia. Uważny, coraz mocniej obecny,

choć krwawi płatem zachodniego nieba,
zostawia za sobą chmury, chwytające się odbitych w wodzie
gałęzi wierzb. Choć odejmuje sobie ciepło istot i sprężystość trzciny

którą łamią dopiero zimowe zawieje. Odcina potok godzin
zanim wpadnie w szczelinę snu, porywając ławicę obrazów.
Dzień usłyszał Plotyna, który na pytanie „jak poznać Boga?”

odpowiedział: „odrzuć, odejmij wszystko!”
Wtedy gęstnieje ciemność.
I rusza –

Z tomiku Nawigacje (2018)

Plotino

Marzanna Bogumiła Kielar

1963 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

1.
A veces es suficiente con: un junco o una nube.
Un estornino observa el minúsculo temblor de la tierra salpicada con trocitos de conchas

2.
A veces se ve más-

agua cuando salta al aire salpicando con plata
un escamado torpedo,
queda suspendido en lo alto de su vuelo,
haciendo poderosos molinetes.
Luego, con una fuerza salvaje tira hacia abajo, rompe el sedal,
corta la brillantísima corriente, se hunde en las profundidades.

Se ve sangre
cuando vuela

***

1.
Niekiedy wystarczy: trzcina albo chmura.
Szpak obserwuje niewielkie drganie ziemi upstrzonej odłamkami
ślimaczych muszli

2.
Czasem widać więcej —

wodę, kiedy w powietrze wypryskuje srebrem
rybia torpeda,
zawisa w wyskoku u szczytu swego lotu,
kręcąc potężne młyny.
Potem z dziką siłą ciągnie w dół, zrywa żyłkę,
wchodzi w przebłyszczony nurt, zapada w głębinę.

Widać krew,
kiedy jest w locie

Z tomiku Nawigacje (2018)

Marzanna Bogumiła Kielar

1963 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Materia oscura

Hilada en telarañas atraviesa nuestros cuerpos, invisibles
desde allá. Penetra la pétrea formación de la urbe, el cielo
en invernal inercia, irradiando luz sobre
las horas de diciembre, cuando me recoges como la miel invernal
del panal de las sábanas.

Su oculta red, en la que centellean las galaxias
es como armadura de un arce deshojado, donde helados por la escarcha

reflejan el sol
esféricos nidos de urracas

Fotogramas de La infancia de Iván de Andréi Tarkovsky

Ciemna materia

Ułożona w pajęcze nici przechodzi przez nasze ciała, niewidoczne
stamtąd. Przenika kamienną formację miasta, niebo
w zimowym bezruchu, rozświetlające
grudniowe godziny, kiedy wybierasz mnie jak zimowy miód
z plastra pościeli.

Jej ukryta sieć, w której rozbłyskują galaktyki
jest jak szkielet bezlistnego klonu, gdzie zmrożone szronem

odbijają słońce
kuliste gniazda srok

Z tomiku Nawigacje (2018)

Cuadernos del poeta, dibujante y pintor Anxo Pastor. Ilustración de este poema. Poema de Anxo dedicado a Marzanna Bogumiła Kielar

Marzanna Bogumiła Kielar

1963 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

***

Somos únicamente sangre del lenguaje cuyas arterias
nos han absorbido – componemos sus tejidos, garras,
hábitos.

Levantamos su ciudad cerca del agua, en un litoral angosto.
El cielo de invierno está con nosotros.

Con nosotros se alimenta el elemento de lenguaje, deja fisuras por donde
regresa la luz cuando nos abrimos paso por entre el limo y restos óseos
de los años pretéritos.

Nos rodea en la hierba de la infancia.
Conduce fuera del vestíbulo del cuerpo, dice: no hay
otro yo aparte.

Las palabras, como hemoglobina, forman enlaces reversibles con el oxígeno.

Lenguaje -suelo ornamental- se van acumulado capas del habla.

Hormiguean voces en su humus, pelan la vida
hasta el hueso.

Aunque todo tiene un nombre: Es,
él nos pasa el pedernal de las palabras, chispas, palabras por separado para “el sueño”
y para “la muerte”.

Él nos levanta los túmulos fúnebres,
a los que susurra la nieve

Arte Shibari por Garth Knight

***

Jesteśmy jedynie krwią języka, który nas wchłonął
w swoje arterie – budujemy mu tkanki, szpony,
nawyki.

Wznosimy jego miasto nad wodą, w wąskim pasie stałego lądu.
Niebo zimowe jest z nami.

Karmi się nami żywioł języka, zostawia szczeliny, którymi wraca
światło, kiedy brniemy przez namuliska, przez kostne szczątki
przeszłych lat.
´
Okrąża nas, w trawie dzieciństwa.
Wyprowadza nas z sieni ciała, mówi: nie ma
odrębnej jaźni.

Słowa, jak hemoglobina, tworzą odwracalne połączenia z tlenem.

Język — wzorzysty grunt — odkładają się warstwy mowy.
Mrowią się głosy w jego czarnoziemie, obierają życie
do kości.

Choć wszystko ma jedno imię: Jest,
on daje nam krzemienie słów, parę iskier, osobne słowa na „sen”
i na „śmierć”.

On sypie nam grzebalne kopce,
do których szepce śnieg

Z tomiku Nawigacje (2018)

Marzanna Bogumiła Kielar

1963 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Los amantes

Uno al lado del otro desde hace miles de años –
nos adherimos como brotes de las ramas, para que se forme
una ligadura viviente.

Un filo de dos hojas.

Aferrados uno al otro
como aquellos amantes del Neolítico, desenterrados en los arrabales de Mantua,
estrechamente abrazados
en una fosa envuelta en el abrigo de piedras,
en tierra como en cama, cuando un rayo de sol abre el cuarto desde la ventana.

Nuestros labios en una burbuja de aire.
En una grieta cuando se separa el témpano del tiempo.

Morirán nuestros dioses.
Se romperán las cadenas de causas iniciadas por nuestros actos e ideas.
Dejarán de existir todas nuestras obras maestras.
Se acabarán las palabras y retornará el silencio.
El silencio hablará.

Somos
Un vacío que necesita forma para darse.

Nuestros ojos, liberados de la muerte, se volverán el sol, brillarán.
Nuestros alientos, liberados de la muerte, se volverán el viento-.

Amantes de Mantua/ Pintura de Zdzisław Beksiński

Kochankowie

Obok siebie od tysięcy lat —
zrastamy się niczym pędy konarów, żeby wytworzyło się
żywe wiązanie.

Dwulistne ostrze.

Wczepieni w siebie
jak ci kochankowie z neolitu, odkopani na przedmieściu Mantui,
objęci ciasno
w jamie okolonej kamiennym płaszczem,
w ziemi jak w łóżku, kiedy promień słońca otwiera pokój od okna.

Nasze wargi w pęcherzu powietrza.
W szczelinie, kiedy rozsuwa się kra czasu.

Umrą nasi bogowie.
Urwą się łańcuchy przyczyn rozpoczęte przez nasze myśli, czyny.
Przestaną istnieć wszystkie nasze dzieła.
Skończą się słowa i powróci milczenie.
Milczenie będzie mówić.

Jesteśmy
Pustką, co potrzebuje formy, żeby się zjawiać.

Nasze oczy, uwolnione od śmierci, staną się słońcem, rozbłysną.
Nasze oddechy, uwolnione od śmierci, staną się wiatrem —

Mi montaje

Z tomiku Nawigacje (2018)

Marzanna Bogumiła Kielar

1963 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

En el jardín, descalza

sacudo una hormiga de mi pie
y observo qué hace con la vida perdonada,
con su gota de tiempo.
En la luz amarilla de la vereda, cómo alcanza a otras,
ágiles, voraces al matar algún insecto
Inconsciente de mi propio instante de vacilación.

Junto a la roca caliente, en el aguacero de sol, de fruta henchida
todo lo que ves con el ojo, aparentemente perspicaz,
el ojo ciego del poeta:
solo esa flor feroz con un hermoso nombre en griego
/tánatos/, cómo se abre y cierra.
Y tú no puedes concebirlo ni comprobarlo de ninguna forma
viva. Eso, lo que también a ti te será dado para siempre;
casi negras, dulces cerezas
recién cogidas sangran en mi mano.

W ogrodzie boso

strącam mrówkę ze stopy
i patrzę, co zrobi z darowanym życiem,
z tą swoją kroplą czasu.
W żółtym świetle ścieżki, jak dogania inne,
zabijające właśnie jakiegoś owada, ruchliwe, żarłoczne.
Nieświadoma mojego, przez mgnienie, wahania.
Przy gorącym kamieniu, w ulewie słońca, ciężkich owoców
tyle tylko widzisz oko podobno przenikliwe,
ślepe oko poety:
tylko ten drapieżny kwiat o pięknej greckiej nazwie
/ thanatos /, jak otwiera się i zamyka.
I nie możesz tego pojąć ani sprawdzić w żaden żywy
sposób. Tego, co tobie też będzie raz na zawsze dane;
niemal czarne, słodkie
zerwane wiśnie krwawią w mojej dłoni.


Marzanna Bogumiła Kielar

1963 – , Polonia

Trad. Ada Trzeciakowska

Manzana

levanto la fruta y tiene moho; toco sin querer
la límpida cuerda del silencio y de la muerte.
En torno a los pies estrujada la sábana del césped, pesada de rocío
porque se abre la noche y en el cuarto diminuto en la planta de arriba,
al regresar 
la soledad: los pájaros chillan girando ahuyentados
de su sitio cotidiano;
te vas haciendo pedazos, vas pasando al lado (de amores) y contigo
todo lo que no tiene sentido, pero que despierta ternura sin cesar,
(pequeña cicatriz en el pulgar, gafas de pasta),
sin dejar rastro, tan perfecto.

Fotograma de The curse of the cat people (1944)

Jabłko

podnoszę owoc i jest w pleśni; czystą strunę
milczenia, śmierci niechcący trącam.
Zmięte wokół stóp prześcieradło trawy, ciężkie od rosy
bo otwiera się noc i w małym pokoju na piętrze,
po powrocie
samotność: kołujące, wrzaskliwe ptaki wypłoszone
ze swojego codziennego miejsca;
rozpadasz się, mijasz (miłości) i z tobą to
co bez znaczenia, co czułość wciąż jeszcze budzi,
(mała blizna na kciuku, okulary w rogowej oprawce),
bez śladu, doskonale.

Diseña un sitio como este con WordPress.com
Comenzar