José Lezama Lima

1910-1976, Cuba

Analecta del reloj

X y XX

(…) Claro está que la discontinuidad tiene la misma raíz que la esencia perfectible, es solo el arco tenso. Es imposible representarse la corriente del devenir que choca con la discontinuidad. La poiesis es la forma o máscara de esa discontinuidad, es la única forma de provocar la visibilidad de lo creativo. (…) Me parece feliz la frase de Valéry, aristocracia discontinua, hablando de Mallarmé. Así como Platón no pudo llegar en el Parménides a una definición de la unidad, podemos seguir pensando en la continuidad misteriosa, casi diríamos anteriormente resuelta de la poesía. Discontinuidad aparente; enlace difícil de las imágenes. Continuidad de esencias; prolongación del discurso y solución incomprensible de los enlaces, que nos hacen pensar en que el papel en que se apoyan desaparecería, seguiría trazando los signos en el aire, que de ese modo afirmaría su necesidad, su presencia incontrovertible, ¿es entonces el papel una red?; pero añadamos ¿el pensamiento pescado tiene que ser un pez muerto?
¿La poesía tiene que ser discontinuidad o un ente? ¿Es lo más valioso de ella el momento en que se verifica su ruptura? ¿Es posible una adaptación al no ser y después constituirse en ente? Si acaso existiera una proliferación incesante de lo discontinuo, no sabemos si tendríamos la suficiente fuerza óptica y si ello pudiera nacer con una imantación coincidente. O tal vez pudiéramos integrar un cuerpo de semejanzas cuando uno de sus extremos se humedece en las desemejanzas más laboriosas. Por eso creemos que algún día tendrá una justificación óntica el tamaño de un poema. Es decir, el tiempo que resiste en palabras la fluencia de la poesía, puede convertirse en una sustancia establecida entre dos desemejanzas, entre dos paréntesis que comprenden a un ser sustantivo, que hace visible en estática momentánea una terrible fluencia, limitada entre el eco que se precisa y una coincidencia en el no ser, con los enemigos de nuestro cuerpo y de nuestra conciencia, que están prestos a destruirse en un ruido arenoso, pero que es la única nube que puede trasladar la piedra del río al espejo asustado de nuestra conciencia, despertada en el amanecer de lo desconocido incorporado como soplo.

Fotograma de Stromboli de Roberto Rossellini

Tłum. Rajmund Kalicki

Wazy orfickie

X i XX

(…) Oczywiście, że brak continuum, nieciągłość, ma to samo źródło, co każda istota niedoskonała; jest tylko napiętym łukiem. Nie sposób ukazać ciągłego strumienia przemijania zderzającego się z nieciągłością. Poiesis jest formą lub maską owej nieciągłości, jest jedyną formą unaocznienia tego, co twórcze. (…) Nieciągła arystokracja, określenie Paula Valéry’ego w odniesieniu do Mallarmégo wydaje mi się nadzwyczaj trafne. Tak jak Platon nie był w stanie ogarnąć w Parmenidesie pojęcia jedni, tak i my możemy tylko rozmyślać o tajemniczej, można by rzec ustalonej uprzednio, ciągłości poezji. Pozorna nieciągłość; znojne połączenia obrazów. Ciągłość prawd istotnych; trwałość myśli i niepojęte rozwiązanie owych łączeń, które każą nam myśleć, że wspierający je papier znika, że kreślą dziwne figury w powietrzu, aby w ten sposób dać świadectwo swej niezbędności, dowód swego nieodwracalnego istnienia. Czyżby papier był zatem siecią? I dodajmy: czy złowiona myśl musi być śniętą rybą?
Czy poezja powinna być nieciągłością, czy też bytem? Czy najcenniejsza jest w niej owa chwila, kiedy słowa się urywają? Czy można przystosować się do niebytu, a potem stać się bytem? Gdyby przypadkiem owa nieciągłość nieustannie się rozszerzała, nie wiemy nawet, czy starczyłoby nam sil, żeby to dostrzec, i czy owo rozszerzanie się nie przerodziłoby się we wzajemne przyciąganie. A może potrafilibyśmy utworzyć z podobieństw ciało, którego jeden kraniec nurzałby się jeszcze w mozolnych niepodobieństwach. Dlatego wierzymy, że pewnego dnia rozmiar wiersza znajdzie swe ontyczne usprawiedliwienie. Znaczy to, że czas, jaki poezja więzi w słowach, może przekształcić się w materię wtłoczoną między dwa niepodobieństwa, dwie otchłanie zawierające jakiś byt, który przez swój chwilowy bezruch unaocznia cały ów okrutny strumień przemijania między echem i niebytem, wrogami naszego ciała i naszej świadomości, łatwo zniszczalnymi w piaszczystym poszumie – strumień, który jest zarazem jedyną siłą zdolną przynieść rzeczny kamień przed wylęknione zwierciadło naszej świadomości, przebudzonej pod tchnieniem nieznanego.

José Lezama Lima

1910-1976, Cuba

Ah, que tú escapes

Ah, que tú escapes en el instante
en el que ya habías alcanzado tu definición mejor.
Ah, mi amiga, que tú no querías creer
las preguntas de esa estrella recién cortada,
que va mojando sus puntas en otra estrella enemiga.
Ah, si pudiera ser cierto que a la hora del baño,
cuando en una misma agua discursiva
se bañan el inmóvil paisaje y los animales más finos:
antílopes, serpientes de pasos breves, de pasos evaporados,
parecen entre sueños, sin ansias levantar
los más extensos cabellos y el agua más recordada.
Ah, mi amiga, si en el puro mármol de los adioses
hubieras dejado la estatua que nos podía acompañar,
pues el viento, el viento gracioso,
se extiende como un gato para dejarse definir.

Henri Rousseau

Tłum. Ada Trzeciakowska

Ach, że wymykasz się

Ach, że wymykasz się właśnie w tej chwili
w której osiągnęłaś swoją najlepszą definicję.
Ach, przyjaciółko, która wierzyć nie chciałaś
w pytania tej świeżo ściętej gwiazdy,
co macza swe ramiona w innej wrogiej gwieździe.
Ach, gdyby mogło być prawdą, że w godzinie kąpieli,
kiedy w tej samej dyskursywnej wodzie
nurzają się nieruchomy pejzaż i najsubtelniejsze zwierzęta:
antylopy, żmije o krótkich krokach, o krokach ulotnionych,
zdają się we snach, bez strachu podrywać
najrozleglejsze czupryny i najpamiętliwsze wody mącić.
Ach, przyjaciółko, gdybyś w czystym marmurze pożegnań
zostawiła posąg, co towarzyszyć nam mógłby,
to wiatr, wdzięczny wiatr,
rozciągnąłby się jak kot pozwalając się zdefiniować.

José Lezama Lima

1910-1976, Cuba

*Creo que el poema Testamento de Eva Lipska podría servir de contrapunto o arrojar una nueva luz sobre esta breve oración lezamiana.

Oración de «Diarios»

Suéltame, porque creo en tu aliento. Ciégame, porque oigo tu no. Suéltame entre muchos pasos y ciempiés. Ciégame debajo del árbol de conocimiento. Suéltame que me reduzco y grito. Ciégame, que me abarco y comprendo.

Foto propia

Tłum. Ada Trzeciakowska

Modlitwa z «Dzienników»

Puść mnie, albowiem wierzę w twój oddech. Oślep mnie, bowiem słyszę twoje nie. Wypuść mnie pośród kroków i stonóg. Oślep mnie pod drzewem poznania. Puść mnie, bo kurczę się i krzyczę. Oślep mnie, bo obejmuję się i rozumiem.

José Lezama Lima

1910-1976, Cuba

La cantidad hechizada

Preludio a las eras imaginarias

Cualquiera de los asombros que el hombre se niega a aceptar es inferior al del unicornio que bebe en una fuente. Un árbol en el desierto es menos asombroso que el hombre por los arrabales, bajo la lluvia, cubriéndose con un periódico. Todo lo acepta el hombre, menos que es un asombro, un monstruo que lanza preguntas sin respuestas. Se asombra del incondicionado de la divinidad, pero se niega a aceptar que él es un incondicionado igualmente asombroso. Encuentra en los desarrollos que le rodean un signo causal, pero si se le obliga a creer que él forma parte de esa causalidad mientras duerme, enmudece. La batalla que se libra en su sueño entre el uno y el árbol, lo adormece tan solo para el asombro, pues cree cerrarse en el sueño. El mundo del unicornio bebiendo agua en la fuente tiene su aceptación, pero el hombre se niega a aceptar que él continúa, que él prolonga un incondicionado, que Dios tiene que contestar, o volver a preguntar, para engendrarlo de nuevo en la causalidad misteriosa. No invisible como en la metamorfosis de los griegos, sino en la transparencia, en el fulgor, en que el hombre toma el relámpago de lo incondicionado.

Pintura de Pepe Enguídanos

Tłum. Rajmund Kalicki

Wazy orfickie

Preludium do er wyobraźni

Jakiekolwiek zdziwienie, które człowiek odtrąca, jest mniejsze od zaskoczenia jednorożca, pijącego wodę ze źródła. Drzewo na pustyni jest mniej zdumiewające niż człowiek na ulicy, na deszczu, okrywający głową gazetą. Człowiek godzi się na wszystko prócz tego, że sam jest zaskoczeniem, monstrum rzucającym pytania bez odpowiedzi. Zdumiewa go boska bezwarunkowość, ale odrzuca myśl, że on sam jest istotą równie nieuwarunkowaną i zadziwiającą. Wśród dziejących się wokół niego wydarzeń znajduje wciąż przyczyny, ale milknie, kiedy każe mu się wierzyć, że jest cząstką przyczynowego łańcucha także w czasie snu. Walka, jaka w jego snach toczy się między jednostką a drzewem, czyni go niewrażliwym na zdumienie, sądzi bowiem, że schronił się we własnym uśpieniu. Przyjmuje świat jednorożca pijącego wodę ze źródła, ale odtrąca myśl, że sam jest częścią świata nieuwarunkowanego, że Bóg musi odpowiedzieć lub postawić pytanie, aby cisnąć go znowu w strumień tajemniczej przyczynowości. Nie w strumień niewidzialny, jak w przypadku greckich metamorfoz, ale w przeźroczystość i jaskrawość, gdzie człowiek chwyta w dłoń błyskawicę bezwarunkowości.

Diseña un sitio como este con WordPress.com
Comenzar